"Postanowiłam uwierzyć w życie
bez nagłych pytań
w przemyślanym dialogu ciszy
zachwyciła mnie jego sylwetka
i kiedy po raz kolejny potknęłam się
o gwóźdź na którym wiszę
zgubiłam ścianę
w którym tkwi jego korzeń
dzisiaj
już bez ramy
i wpół wmalowana w płótno
odczytuję jego kształt
błądząc palcami po omacku "
- Katarzyna Jesionek "Domysły o życiu"
~ *~* ~* ~* ~
Opadłe liście szeleściły pod jej stopami.Przedzierała się przez gąszcze drobnych gałązek, nogi plątały jej się w wysokie trawy i małe krzaczki. Nieśmiertelny wiatr kpił z tej drobnej, wychudzonej dziewczyny szarpiąc jej czarną pelerynę. Jej szata kołysała się na wszystkie strony. Mocny powiew zrzucił kaptur, uwalniając z niego kruczoczarne włosy nieznajomej. Gdy tylko zdołała je ujarzmić uniosła oczy ku niebu. Były koloru zgniłej zieleni. Nie było w nich uczuć. Były puste jak oczy martwego stworzenia. Może coś w tym było? Może jej dusza zdążyła już umrzeć po tylu latach bycia Piekielną Wysłanniczką, niewolnicą pana Podziemi, przez ludzi nazywana po prostu demonem. Miała ponad dwa tysiące lat, a wciąż wyglądała tak jak w chwili porwania. Długa suknia z czarnego jedwabiu spływała po jej wąskiej sylwetce. Peleryna rozwiewana przez wiatr oraz niesforne kosmyki czarnych włosów, które nieustannie wypadały spod kaptura były dopełnieniem przerażającego wyglądu nieśmiertelnej niewolnicy podziemia.
Zaklęła siarczyście gdy kolejna z maleńkich gałązek uderzyła z dużą siłą w jej blady policzek. Nienawidziła przedzierać się przez takie zarośla tylko po to, żeby spotkać się z jakimś rozpuszczonym bachorem, synem Pana Podziemi. Nigdy wcześniej nie wolno było jej się do niego zbliżyć, ale tym razem Pan rozkazał jej spotkać się z tym chłopakiem.
"Nareszcie koniec tego cholernego lasu.."- Pomyślała zirytowana wchodząc po schodkach na dziedziniec starej, gotyckiej szkoły. Zobaczyła go już z daleka. Czarnowłosy przeczesał dłonią przydługie włosy odgarniając tym samym kilka zagubionych kosmyków przyklejonych do twarzy. Zimne krople jesiennego deszczu delikatnie muskały jego bladą, oliwkową skórę. Spływały strużkami wzdłuż jego policzków niczym słone łzy.Tego dnia miał na sobie białą koszulkę, czarne,poprzecierane jeansy oraz czarną skórzaną kurtkę. Jak przystało na syna Hadesa roztaczał dookoła siebie mroczną, śmiertelną aurę, którą mogła wyczuć z daleka. Był potężny. Miał w sobie wielką moc, której potrafił używać gdy była taka potrzeba.
Opierał się o ceglany murek wokół West High School i czekał. Nie mógł zrobić nic innego więc czekał. Rozejrzał się dookoła, wyczuwając coś, jakby ducha wtedy ją zobaczył. Była piękna. Wiedział kim jest. Wiedział, że nie powinien tak mówić. Czasem widywał ją podczas narad w siedzibie jego ojca, gdy spacerowała po Krainie Zmarłych lub gdy rysowała w ogrodach Persefony rozgryzając słodkie pestki granatów. Lubił ją obserwować z okna swej komnaty. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że została porwana ponad dwa tysiące lat temu, że od tamtej pory ma obowiązek służyć jego ojcu.
Była zwiastunką śmierci, jednak nie potrafił się zmusić do tego by odczuwać w stosunku do niej strach, czy też niechęć. Nie chciał się do tego przyznać przed ojcem, ani przed sobą samym, bardzo chciał ją poznać, zaprzyjaźnić się, ale ona wydawała się taka daleka. Taka nieosiągalna. Nie potrafił z nią rozmawiać, no bo o czym rozmawia się z niewolnicą ojca?
-Witaj Paniczu...- Ukłoniła się tak jak było jej nakazane zachowywać się wśród rodziny swego pana.
-Witaj, nie musisz mówić do mnie paniczu.. To brzmi jak tytuł jakiegoś staroświeckiego królewicza. I całkowicie do mnie nie pasuje. Mów do mnie Nico.- Powiedział próbując spojrzeć na jej twarz, którą ponownie ukryła pod lnianym kapturem.
Opierał się o ceglany murek wokół West High School i czekał. Nie mógł zrobić nic innego więc czekał. Rozejrzał się dookoła, wyczuwając coś, jakby ducha wtedy ją zobaczył. Była piękna. Wiedział kim jest. Wiedział, że nie powinien tak mówić. Czasem widywał ją podczas narad w siedzibie jego ojca, gdy spacerowała po Krainie Zmarłych lub gdy rysowała w ogrodach Persefony rozgryzając słodkie pestki granatów. Lubił ją obserwować z okna swej komnaty. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że została porwana ponad dwa tysiące lat temu, że od tamtej pory ma obowiązek służyć jego ojcu.
Była zwiastunką śmierci, jednak nie potrafił się zmusić do tego by odczuwać w stosunku do niej strach, czy też niechęć. Nie chciał się do tego przyznać przed ojcem, ani przed sobą samym, bardzo chciał ją poznać, zaprzyjaźnić się, ale ona wydawała się taka daleka. Taka nieosiągalna. Nie potrafił z nią rozmawiać, no bo o czym rozmawia się z niewolnicą ojca?
-Witaj Paniczu...- Ukłoniła się tak jak było jej nakazane zachowywać się wśród rodziny swego pana.
-Witaj, nie musisz mówić do mnie paniczu.. To brzmi jak tytuł jakiegoś staroświeckiego królewicza. I całkowicie do mnie nie pasuje. Mów do mnie Nico.- Powiedział próbując spojrzeć na jej twarz, którą ponownie ukryła pod lnianym kapturem.
-Nawet jeśli chciałabym wołać na panicza po imieniu to zabronione mi to jest przez mego Pana.- Ponownie skłoniła się nisko. Nienawidziła okazywać szacunku do kogoś kogo nie szanowała lub kto jej nie szanował. Czarnowłosy tylko westchnął ciężko i rzucił czujne spojrzenie w stronę budynku znajdującego się za jego plecami.
Wiedziała na co patrzył. Też wyczuła życie uciekające z jakiegoś na pozór niewinnego stworzenia. Nagle obydwoje usłyszeli huk i oślepił ich jasny blask wybuchającego lewego skrzydła szkoły.
Gdy ich oczom ukazały się zastępy nieśmiertelnych buntowników z Tartaru zrozumieli po co tak naprawdę tam byli.